sobota, 31 grudnia 2016

31-12-2016

Droga Wkurzona,

Też jestem dziś wkurzona! Zwykle mówię od razu co mnie boli, jednak tym razem obawiam się, że sprawa jest poważna i trzeba się nad nią głębiej zastanowić. Proszę więc o anonimowość i przemyślane rady.
Jesteśmy z drugim mężem niecałe cztery lata po ślubie. Z pierwszego małżeństwa mam cudowną nastoletnią córkę, która z nami mieszka, a mąż ma dwóch synków, którzy mieszkają w innym mieście (jak cała jego rodzina). Mąż często do nich jeździ na weekendy, a ja zostaję w pustym domu. Pracujemy razem w małej firmie, mieszkamy w tym samym miejscu. To on był powodem dla którego się rozwiodłam, a ja byłam powodem jego rozwodu. Bardzo go kocham, on też ciągle powtarza jak bardzo kocha mnie. I teraz zaczyna się coś czego nie rozumiem. Od jakiegoś czasu miałam wrażenie, że stajemy w miejscu, nie rozwijamy się jako związek. Ponadto traciłam poczucie bezpieczeństwa, bo od początku mieszkaliśmy w wynajmowanych mieszkaniach, a poza tym zacierały się nam granice pomiędzy pracą i domem. Powiedziałam mężowi, że chyba przyszedł czas na kupno własnego mieszkania. On nie był zachwycony tym pomysłem, bo uznał, że to bardzo dużo kosztuje, że będziemy musieli zacząć sobie odmawiać przyjemności, wyjazdów i że wiąże człowieka do jednego miejsca, a przecież możemy dalej wynajmować, bo do tej pory było dobrze więc po co to zmieniać. No dobrze, ale jak długo? Oboje jesteśmy tuż przed czterdziestką, niedługo banki uznają, że jesteśmy za starzy, żeby dostać dłuższy kredyt. Tym razem mój argument poskutkował - kupiliśmy mieszkanie w bloku (jego rodzice uznali to za wielki błąd, bo sami mieszkają w domku) i zaczęliśmy remont. Szybko okazało się, że wszystko jest na mojej głowie, bo mąż nie ma na to czasu, chęci i pomysłów. Finansowałam też ja (sprzedaż mieszkanka po babci). Czasami musiałam wychodzić z pracy, żeby wybrać glazurę, farby i w sumie wszystko inne. Byłam bardzo szczęśliwa, bo mościłam nam gniazdko 🙂 Tygodniami rysowałam projekty funkcjonalnej przebudowy, mebli na wymiar. Aż raz usłyszałam, że opuszczam się w pracy, bo bez przerwy gdzieś jeżdżę...No cholera mnie wzięła! Wygarnęłam mu, że muszę sama wszystko robić, bo on się nie angażuje. Powiedział że chętnie coś by zrobił, ale ja mu na nic nie pozwalam 🙂 . "Pozwoliłam" mu więc kupić oświetlenie (dałam mu przykładową listę z potrzebnymi ilościami) i zamówić meble (a terminy są teraz bardzo długie). Cała ta rozmowa miała miejsce w lipcu. Jutro mamy montować lampki, a okazuje się że połowy nie ma! I sam nie wie czy nie kupił czy kupił i zgubił...
I co wy na to?
On wie, że zależy mi na jak najszybszej przeprowadzce, a świadomie bądź nie uniemożliwia to (bo mu jest wygodnie tak jak jest?).
ps. mebli nadal nie zamówił.

31-12-2016

Widzę, że dużo żon się tutaj udziela, to i ja napiszę coś od siebie 🙂 Nie, nie spokojnie. Mąż mnie nie bije, teściowa nie zamęcza. Jestem szczęśliwą mężatką, której mąż robi codziennie herbatę, nie robi wyrzutów o 35 parę szpilek, jak nie ma obiadu to się o to nie oburza, nie znęca się ani psychicznie, ani fizycznie. I jestem mamą 6 letniego dziecka 🙂
A więc…. Dzisiaj ze szkoły mojego dziecko wróciłam tak wkurzona (delikatnie rzeczy ujmując), że śnieg wokół mnie się roztapiał. Dosłownie. Nie jestem zwolenniczką kościoła, księży itd. Staram się trzymać od tych osób jak i instytucji jak najdalej. Ale moje dziecko jest innego zdania i uwielbia lekcje religii. Oczywiście nie mogę mu tego zabronić, pomimo różnych głupot które przynosi ze szkoły (np. ksiądz postanowił u 6 latków prowadzić lekcję na temat rodziny – dziecko przed ślubem to złe dziecko itd… A nasze dziecko przyszło na świat przed ślubem, bo się z tym nie śpieszyliśmy  ). Ogólnie rzecz biorąc było multum sytuacji za które miałam ochotę zrobić gigantyczną awanturę w szkole. Kilka dni temu została rozwieszona informacja odnośnie konkursu, który organizują nauczyciele religii – lampion na roraty. Oczywiście w związku z moim „zamiłowaniem” do tej instytucji nic nie powiedziałam mojemu dziecku o tym konkursie ( wszyscy rodzicem rozumieją co znaczy konkurs na zrobienie lampionu przez 6 latka – dziecko zanosi, rodzic w 90 % wykonuje). I cała szczęśliwa tak żyłam przez 2 dni. Aż jednak mojego dziecko z tajemniczego źródła (koleżanka) dowiedziało się o konkursie…I mamo, mamo, mamo robimy lampion, proszę, błagam. Oczywiście trzeba było coś wymyślić…. Konkurs jest dla starszych dzieci!!! Bum! Dziecko uwierzyło i kolejnego dnia poszło pięknie do szkoły. Ah… Jakie było moje zdziwienie jak odebrałam ją ze szkoły. Tego nieszczęsnego dnia miała zajęcia religii. I pożaliła się księdzu, że konkurs jest tylko dla starszych dzieci (moje kłamstewko), a ten uprzejmie wytłumaczył naszemu dziecko, że ono również może wziąć udział w tym konkursie. Odbieram dziecko ze szkoły, a tam czeka na mnie wychowawczyni wraz z moim dzieckiem… Myślę hm…. Pewnie coś nabroiło. A tu nie. Pani postanowiła wytłumaczyć mi przy moim dziecku, że może wziąć udział w konkursie i czas oddawania prac jest do 5 grudnia… Ah ja szczęśliwa.
I cały mój plan poszedł się ……
Tak więc, właśnie skończyłam 3 godzinny maraton wyklejania cholernego lampionu i od rana będę cholerny lampion wraz z dzieckiem ozdabiała!!!! Moje szczęście nie ma końca.
No bo ksiądz jak i wychowawca nie mogą zatrzymać różnych informacji dla siebie ( tym bardziej znając moje dziecko, że żadnego konkursu nie odpuści), a idą Święta, pierniki trzeba ozdobić, z dzieckiem odrobić zaległości po 2 tygodniowej chorobie, dom posprzątać, jeszcze trzeba dopilnować firmy, ogarnąć studia. Ale nie!!! Będę Ku**a robiła po nocach cholerny lampion na konkurs.
Przepraszam, ale musiałam z siebie to wyrzucić! W szkole znają sytuację, że nie mam wiele czasu. Ale dlaczego by moje dziecko miało jeden cholerny konkurs odpuścić skoro miła Pani wychowawczyni jak i jeszcze milszy ksiądz może przekazać cudowne (tylko dla mojego dziecka) informację i jeszcze zachęcić, że są super nagrody!
Ja mam chociaż nadzieję, że będzie to weekend w SPA, bo inaczej składam reklamację.
Pozdrawiam wszystkie mamusie i życzę cudownego weekendu 🙂

piątek, 30 grudnia 2016

30-12-2016

Proszę o anonimowość 🙂
Cześć wkurzone żony!
Mam pewien problem i w zasadzie pytanie do Was, bo już nie wiem co zrobić. Jestem bardzo młodą dziewczyną, oczywiście jeszcze nie w związku małżeńskim. Niebawem za kilka dni obchodzę z moim facetem rocznicę naszego związku. Wszystko jest super, rozumiemy się, dogadujemy, wygłupiamy, kochamy się, bardzo się kochamy, nie widzimy po za sobą życia praktycznie. A diabeł tkwi w szczegółach... A mianowicie są momenty, że się po prostu kłócimy.. Wydaje mi się tylko, czy w każdym związku ludzie się kłócą? W 99% kłótnie są o błahostki, czasem ja coś głupio powiem, zaczepię, czasem on.. Czasem o przysłowiową skarpetkę umiemy się pokłócić.. Powiedzcie mi, czy takie właśnie błahe kłótnie są powodem do zrywania ze sobą? Ja zawsze staram się naprawić, nie ważne czy zepsułam ja, czy on.. On zazwyczaj rozumie błąd po czasie i dopiero przeprasza.. Ale jest typem człowieka że nie odzywa się w takich sytuacjach.. Wczoraj pokłóciliśmy się, Zadałam mu pytanie, bo chcę mu zrobić prezent na mikołaja.. I chciałam dopytać tak żeby nie zorientował się.. A później zaczęło się wypominanie.. I chciał zerwać, nie jest pewny, bo nie wie czy mnie nie mieć i się wkurzać z tego powodu, czy mnie mieć, cieszyć się ale czasem mieć dość przy kłótni..
Wkurzone żony? Co sądzicie? Moim zdaniem zrywanie jest bezsensowne... Przecież w każdym związku ludzie się kłócą, ale przecież chodzi o to, żeby to przezwyciężyć prawda?

30-12-2016

Proszę o anonimowość.
Od jakiegoś czasu obserwuję i czytam zamieszczane historie i o ile nie zazdroszczę tym wszystkim żonom które mają naprawdę poważne problemy (zdrady, psychiczne znęcanie itp ) to szczerze zazdroszczę tym, które mają problemy z porozrzucanymi skarpetkami , brakiem pomocy przy dzieciach w kuchni. Zazdroszczę tego że macie mężów na co dzień, że każdego dnia macie okazję się przytulić porozmawiać albo posprzeczać... Mój Kochany od zawsze pracuje na wyjazdach - jest w domu co drugi weekend. Niestety nie ma możliwości zmiany pracy. Ot taki region że innej nie ma a jak jest to za głodową pensję. Ja z dwójką dzieci w domu. Z teściami uzależnionymi od paradokumentalnych seriali żywcem nie ma z nimi jak i o czym gadać. Niby mam towarzystwo A czuję się jak ptaszek w złotej klatce. Za każdym możliwym razem Szanowna mamusia daje mi do zrozumienia że u siebie to ja nie jestem... Łatwo nie jest dlatego cieszcie się obecnością swoich partnerów i doceniajcie ich obecność. Musiałam się wygadać.

czwartek, 29 grudnia 2016

29-12-2016

Witajcie! Początek mojej histori to sielanka..chłopak i dziewczyna poznają się,chodzą na randki,są miłe słowa,trzymanie za rękę i buziaki. Z czasem przyszło uczucie...wyjątkowo silne-silne na tyle,że wydaje się nie do zniszczenia..jego słowa,każdy czuły gest w moją stronę upewniał mnie,że jest moją częścią a ja jego. Po pewnym czasie A zadecydował,że wyjedzie do Anglii na rok,popracuje i zobaczymy jak przetrwa nasz związek. Były listy z wyzwaniami z jego strony baa nawet prezenty w postaci moich ukochanych,brakujacych płyt. Tęskniliśmy oboje,więc w okresie wakacyjnym (bo wtedy jeszcze studiowałam)stwierdziliśmy,że polecę na dwa tyg. Z dwóch tygodni zrobiły się 2msc miłość kwitła i mydliła oczy... po tym czasie A stwierdził,że wróci ze mną bo niechce już być tak daleko..cieszyłam się jak mała dziewczynka z cukierków.. zamieszkalismy razem początkowo pił 3-4 piwa (ja nie piję i nie palę,więc to było dla mnie już dużo) jednak to dopiero był początek..zaczął grzebać mi w telefonie,zrobił się zazdrosny i zaczął mi zabraniać się malować bo prowokuję facetów pewnie..(gdzie mój makijaż i tak ograniczał się do pomalowania rzęs oraz ust delikatną pomadką) Zbliżała się jego urodziny,wiec postanowiłam zrobić mu prezent i zabrałam go w miejsce,gdzie jeszcze nie miał okazji być- powiedziałam mu tylko,żeby spakował potrzebne rzeczy na tydzień i jedziemy-musiał coś przeczuwać,więc kupił pierscionek i przed wyjazdem oświadczył mi sie tłumacząc,że niemógł dłużej czekać..sielanka przez dobry tydzień..było cudownie jeszcze bardziej go pokochałam..potem był powrót i w drodze powrotnej upił się (nawet nie wiem,gdzie on się zaopatrzył w ten alkohol!!!) później był problem..nie mógł znaleźć pracy..notorycznie wracał pijany do domu..pijany do tego stopnia,że potrafił zasikać jak małe dziecko łóżko..a co ja robiłam wtedy?? Przebierałam go rano nie robiąc mu o to awantury..jednak sytuacja zaczęła się powtarzać coraz częściej a za tą sytuację A obarczał mnie..zaczął znęcać się psychicznie..zaczęłam przecierać oczy i stawiać na swoim to na moment uspokajał się..zaczęłam wierzyć,że będzie ok..ustaliliśmy datę ślubu..wydawało mi się,że jestem najszczęśliwszą kobietą na całym świecie.. Zbliżały się Święta Wielkanocne od pewnego czasu znów się zaczęło picie,sikanie i niszczenie mnie psychiczne..wpadł w szał bo wylałam mu piwo chcąc uniknąć mokrego łóżka (które i tak wyścielałam takim podkładem by to nie wsiąkało w materac..blee) dostał szału..rzucił mnie na łóżko i próbował mnie udusić na szczęście jego mama tego dnia była u nas i zaniepokojona krzykami wkroczyła do pokoju..okropne jest to wspomnienie jednak to nie koniec..pobiegłem szybko na górę by spakować swoje rzeczy..wbiegł za mną na górę krzycząc,że należę do niego jak te wszystkie rzeczy i pchał mnie w stronę schodów próbując mnie zepchnąć...byłam zdezorientowany..jak osoba,która zapewnia mnie o swoim uczuciu może posunąć się do czegoś takiego..bolało..wyprowadziłam się szybko do nowego mieszkania..co więcej znalazłam szybko drugą pracę by mnie nie nachodził..serce nie sługa za ok msc wprowadza się do mnie..znów pije,przypala mnie papierosami,zmusza do zbliżeń i bije..zniszczył mnie doszczętnie a ja nie mogę nikomu o tym powiedzieć bo czuję się upokorzona,bezsilna,bezwartościowa..groził mi że powiesi się jeśli nie wrócę szybciej do domu..koszmar wracałam do mieszkania jak do klatki do momentu w którym nie odwiedziła nas nasza niespodziewanie wspólna koleżanka i zobaczyła moje siniaki na rękach,nogach oraz plecach..poleciła mi zadzwonić na odpowiednie służby jednak byłam na to za słabą bałam się..zadzwoniłam na "anonimowego przyjaciela" rycząc z bezsilności i nagle czułam się tak jakby kamień z serca mi spadł dostałam przepływu energii do tego,że muszę coś zmienić..na awanturę nie musiałam długo czekać,tyle że tym razem uderzył mnie ostatni raz..wpadłam w szał!!! Darłam się i okładałam go pięściami z całej siły. Krzyczalam,że jeśli w ciągu 5min nie spakuje swoich rzeczy to wypier@#$* je oknem razem z nim..znów próbował mnie uderzyć więc złapałam za mały taborecik i zagroziłam że ns się wynieść natychmiast bo jeśli tego nie zrobi to go mocno uszkodzę tym taboretem. K rzyczałam jak opętana wszystkie żele względem niego.. wyprowadził się jednak w moim życiu przeplatał się jad jaki pozostał.. Chcąc wyleczyć szybko ramy po złamanym sercu znalazłam ofiarę,którą (to okrutne) planowałam się zabawić los chciał inaczej trafiło na kogoś kto był cierpliwy i o podobnych pasjach bumm zaszła w ciążę-podłamałam się myślą,że znów trafiłam może na ukrytego alkoholika i damskiego boksera..stworzyłam mu piękno zachowywalam się jak były narzeczony..kiedy Adam mój obecny mąż przyjeżdżał do mnie z kwiatami wywalałam go za drzwi mówiąc,że niechce mi się na niego patrzeć..Adam znał moja historię..był cierpliwy i mimo tego,że sprawiła mu nie raz przykrość słowami on się martwił,chodził,próbował rozmawiać..i koniec 8msc zbliżył nas bardzo do siebie..urodziłam córkę,przeszłam przez depresję poporodową. 
Adam był wtedy przy mnie,wspierał dbał o córkę kiedy ja nie byłam w stanie się nią zaopiekować (okropne uczucie kochać kogoś, ale nie potrafić się zająć tą osobą dodatkowo strach czy nie wyrządze jej krzywdy -okropne) Mój mąż zajmował się córką,jeździł po lekarzach,na szczepienia to on wie kiedy odleciał pępek,kiedy wyszły pierwsze ząbki..z depresją walczyłam rok choć strasznie mnie,że może bez leków trwać nawet 3lata nie poddalam się,walczyłam,zaciskałam zęby,wylałam hekto litry łez patzac jak mąż po 48h dyżuru z jeczacymi pacjetami,wykończony,przemeczony wstaje do córki i nosi ja po nocy by dac jej miłość i ciepło,którego ja nie mogłam jej wtedy dac..

29-12-2016

Ja tez bym Wam chciała coś przekazać 🙂
Miałam w życiu kilka związków, każdy z nastawieniem do końca świata. Wszystkie kończyły się tak samo. Faceci to idioci.. kobiety są bystrzejsze, mądrzejsze bardziej zaradne...
Pewnego razu prawie pewna miłosnego sukcesu poświeciłam dla faceta wszystko. Okazał sie totalnym dupkiem. Zniszczył wszystko. Stwierdzam ze nigdy więcej żaden facet nie zrojnuje mi życia, zrobie sobie przerwe... nie dam sie... wole sama. Minęło kilka miesięcy mieszkania w pojedynkę z dwuletnim synem. Nie zarabiałam źle wiec o nic nie musiałam nikogo prosić.
I wtedy spotkałam jego...
Jak go tylko zobaczylam wiedzialam ze jest inny.
Przy nim zaczelo mi sie chciec wszystkiego. Po półtora roku mielismy za sobą kilkanaście(o ile nie dziesiat) wycieczek po kraju i za granica... i naprawdę nie chodzi tu o kase, bo ten czlowiek otworzyll moj mozg na inne doznania, jakich nie znalam do tej pory. Kupilismy sobie rolki, syn na rowerku i tak spedzalismy czas kiedy konczyla sie kasa. Zaczęłam realizowac pasje, o ktorych marzylam jako dziecko. Codzien rano jemy rano sniadania i zawsze kladziemy sie spac o tej samej porze... brzmi to wszystko moze haotycznie, ale prawda jest taka ze dzieki niemu jestem najszczesliwszysm czlowiekiem na ziemi. Zaakceptowal (malo powoedziane) moje dziecko a nawet zzyl sie z nim bardziej niz biologiczny, a mi daje tyle szczescia, ze chcialam Was o tym napisac. Wiem w jakie bagno mozna wdepnac przez nieudany zwiazek. Tym bardziej jest mi przykro teraz... kiedy jestem szczesliwa, chociaz przestalam juz wierzyc w facetow kiedy czytam o dramatach kobiet, matek, ktore zyja u boku podlych mezczyzn, ktorzy je zaniedbuja, a nierzadko nawet bija. Nie wahajcie sie. Gdzies musi byc ten idealny... marnujac najlepsze lata przy boku oprawcy zabieracie mozliwosc rozkwitu przy TYM najwazniejszym.

Dziekuje losowi, ze dal mi tego czlowieka, ktory wspuera mnie jako kobiete, matke i pracownika ! Wszystkim Wam zycze tego samego. Kazda z Was na to zasluguje.

środa, 28 grudnia 2016

28-12-2016

Witam. 
Proszę o anonimowość. Piszę wiadomość w nadziei że posłucham dobrych rad, które pomogą mi rozwiązać mój problem. Jestem mężatką. Mamy półrocznego synka. Po ślubie przeprowadziliśmy się do dużego miasta w pogoni za lepszym życiem, jeszcze zanim urodziło się dziecko zaciągnęliśmy kredyt hipoteczny i kupiliśmy mieszkanie. Z trudem, poświęcając pieniądze ze ślubu i z pomocą finansowa rodziców wyremontowaliśmy je i stworzyliśmy własne gniazdko. Wkrótce po remoncie zaszłam w ciążę, urodził się dzidziuś. Z biegiem czasu zaczęliśmy zdawać sobie sprawę z tego ze chyba nie stać nas na to mieszkanie. Pensja męża i moje wynagrodzenie na macierzyńskim co prawda starcza na kredyt czynsz i życie. Jednak tak naprawdę ledwo wiążemy koniec z końcem. Jest bardzo ciężko, często kłócimy się o to ze cały czas na coś brakuje, mąż wypomina mi ze tylko siedzę w domu z dzieckiem i wszystko jest na jego głowie, żebym poszła do jakiejś roboty.. jesteśmy sami. Rozwiązaniem było by oddanie dziecka do żłobka prywatnego, a ja powinnam pójść do pracy. jednak to tez kosztuje i prawie cala moja wyplata byłaby przeznaczona na żłobek. Na chwilę obecną nas na niego nie stać. Dostanie się do żłobka państwowego graniczy z cudem.. Poza tym syn ma pół roku, nie chcę się jeszcze z nim rozstawać wiem ze z czasem będę musiała go oddać pod opiekę. Ale jeszcze nie teraz :((( coraz częściej myślę o tym żeby wrócić do rodzinnego miasta i mieć przynajmniej oparcie w rodzicach.. mieszkanie moglibyśmy dać pod wynajem, poszukać jakiejś pracy w rodzinnym mieście.. rodzice o tych planach nie wiedzą. Wszystko co do tej pory robili robili dla nas, pomagali nam finansowo zarówno przy kupnie jak i całym generalnym remoncie, poświęcili mnóstwo pieniędzy żebyśmy mieli własny dom.. mam wrażenie ze zawiedliśmy ich i jest mi wstyd nawet wspominać o tym ze mamy taki plan powrotu 😞 jest mi wstyd ze nie podołaliśmy sami w dużym mieście, z mieszkaniem itd.. obecnie naprawdę jest nam ciężko, atmosfera jest napięta i mam wrażenie ze lepiej nie będzie. Proszę doradźcie mi czy jest jakaś szansa żeby odbić się i ułożyć sobie jakoś życie mimo tych materialnych problemów. Czy powinniśmy pomyśleć o przeprowadzce skoro nie udało się ogarnąć tego wszystkiego, dopóki dziecko jest małe...
Dziękuję za wszelkie rady